"Widziałem biegnącą kobietę, ale gnającą tak szybko i płynnie, jak nie jest dane żadnemu człowiekowi. Trudno było nadążyć za nią wzrokiem, lecz nie wiedziałem, dlaczego jej widok wydaje mi się przerażający. Zupełnie jakbym patrzył na potwornego demona.
Kobieta o skołtunionych włosach i skórze świetliście białej niczym brzuch piskorza pędziła przed siebie, a jak unosiłem się nad nią na podobieństwo ducha. Przeskoczyła jednym susem zwalone drzew i przypadła na chwile do ziemi, węsząc jak pies. A potem zadarła głowę do góry i wydała z siebie przeraźliwy wrzask, Brzmiał jak ryk bawołu, zew skalnego wilka i upiorne zawodzenie morskich stworów naraz.
Zobaczyłem, że jej wygięty grzbiet nagle z trzaskiem porósł rzędem kolców wyglądających niczym bełty strzał, wyrastających z każdego kręgu, z palców wystrzeliły zakrzywione w haki szpony, włosy przypominały raczej kolce jeżozwierza. Znowu zawyła, unosząc białosiną, trupią twarz o strasznych, lśniących oczach zatopionych w czerni oczodołów. Spod jej rozciągniętych niemożliwe warg, wychyliły się błyskawicznie dwa rzędy krzywych, potężnych zębów.
[...] Strażnik uniósł hucząca pochodnię w górę, później do przodu, drugą ręką ujmując rękojeść.
Ostrożnie wszedł między krzaki, przesuwając na boki ramię z płonącym łuczywem.
Drugi wartownik kierownik strzałę tam, gdzie padało światło. Obaj poruszali się ostrożnie i cicho, nie wchodząc sobie w paradę i pilnując nawzajem swoich pleców.
[...] Upiorna kobieta wystrzeliła z krzaków jak tygrys.
Prosto w ich twarze. Ostre, wściekłe bzyknięcie strzały, huk lecącej w górę pochodni i zgrzyt dobywanego miecza zlały się w jeden dźwięk.
A potem rozległ się jeszcze stłumiony krzyk i chrupot kości. Na białe, gładkie zbocze wzgórza bryznęła krew, zanim pochodnia spadła na ziemię."