"- Coś powiedziałem. - Coś, coś, coś. Się stało. Się stało. Coś się stało. Coś się stało, się stało, coś się stało. Się stało. Coś.
-Przestań. Nic ci nie jest. - Ale w jego głosie nie było pewności. Był strach.
Słuchawki zniknęły. Próbowałem wstać i zamiast tego wyrzuciłem rękę do góry jak drugoklasista, który wyrywa się do odpowiedzi.
- Coś. Coś. Coś. Się stało. Się stało, się stało. Coś się stało.
Uderzył mnie w twarz, i to mocno. Szarpnąłem się do tyłu i wywinąłbym kozła, gdyby nie to, że krzesło stało prawie pod samą metalową ścianą warsztatu.
Opuściłem rękę, przestałem bełkotać i tylko patrzyłem na niego.
-Jak się nazywasz?
Powiem, że coś się stało, pomyślałem. Imię Coś, nazwisko Się Stało.
Ale tak nie powiedziałem."
Zapraszam was do przeczytania, mojej recenzji Stephena Kinga - "Przebudzenie".
Na
samym początku, poznajemy głównego, młodego bohatera, Jamie Mortona.
Mieszka wraz ze swoją rodziną w miasteczku Harlow. Nasz bohater ma sześć
lat, czas w którym poznaje świat, nie zdając sobie sprawy z problemów,
które nas otaczają. Jak każdy będąc dzieckiem, uwielbiał bawić się
swoimi zabawkami, a już szczególnie tymi wyjątkowymi. Tak jest również z
naszym Jamie'm, który jest zajęty zabawą żołnierzykami. Podczas zażartej
walki nagle pada na nią pewny cień. Któż to taki? Wielu z was
zdenerwowało by się, lecz nie nasz bohater. Jego ciekawość, jak i dobre
wychowanie, pozwalają poznać niejakiego Charlesa Jacobs'a, pastora,
który przyjechał do miasteczka wraz z córką i swą śliczną żoną.
"-Na śmierć i życie - powiedziałem, stawiając na ziemi ostatnich kilku bohaterskich Amerykanów. - Hicmer, ty będziesz następny!
Właśnie
przesuwałem ich do przodu, szereg po szeregu wydając komiksowe dźwięki
karabinu maszynowego kiedy na pole bitwy padł cień. Podniosłem głowę i
zobaczyłem jakiegoś faceta. Zasłaniał słońce obrysowującego jego
sylwetkę złocistym światłem - zaćmienie przez człowieka."
(...)
Wiele się działo, ale w tej chwili jakby wszystko umilkło. Wiem, że to
tylko złudzenie, wytwór zawodnej pamięci (nie mówiąc o całej walizce
mrocznych skojarzeń), ale wspomnienie to jest niezwykle silne. Nagle
ucichły krzyki chłopaków za domem, płyta grająca na piętrze, stukot w
garażu. Ptaki przestały śpiewać.
Ten
człowiek schylił się i wędrujące ku zachodowi słońce wychynęło znad
jego ramienia, oślepiając mnie na chwilę. Podniosłem dłoń, żeby osłonić
oczy.
-Przepraszam,
przepraszam - powiedział i przesunął się tak, żeby patrząc na niego,
nie musiał patrzeć w słońce. Od pasa w górę miał na sobie czarną
marynarkę jak do kościoła i czarną koszulę z wycięciem w kołnierzu; od
pasa w dół niebieskie dżinsy i pościerane mokasyny. Zupełnie jakby
chciał być dwiema różnymi osobami jednocześnie. W wieku sześciu lat
dzieliłem dorosłych
na trzy kategorie: młodzi dorośli, dorośli i dziadki. Ten człowiek był
młodym dorosłym. Oparł dłonie na kolanach, żeby z bliska obejrzeć
wojujące armie.
-Kim pan jest? - spytałem.
-
Charles Jacobs. - To nazwisko zabrzmiało jakoś znajomo. Wyciągnął rękę.
Uścisnąłem ją od razu, bo nawet w wieku sześciu lat byłem dobrze
wychowany. Jak my wszyscy. Mama i tata o to zadbali.
- Dlaczego nosi pan za krótki kołnierz?
-
Bo jestem pastorem. Od tej pory co niedzielę będziemy mogli się
spotykać w kościele i w czwartkowe wieczory, jeśli będziesz chodził na
spotkania koła młodych metodystów."
Wszystko
układa się w porządku, nasz bohater uczęszcza na wyżej wymienione,
"spotkania koła młodych metodystów" wraz z innym dziećmi. Zapowiadało
się, że wszystko przez następne lata będzie takie same. Nie tym razem, w
kolejnym rozdziale dowiadujemy się ze wspomnień naszego bohatera, iż
wielebny Jacobs został zwolniony z powodu kazania które wygłosił z
ambony dwudziestego pierwszego
listopada 1965 roku. Zostajemy jednak cofnięci do wcześniejszych
wspomnień, lepszych. Con, brat Jamiego na w skutek wypadku, wraca do
domu z pręgą na gardle. Większość osób zlekceważyła by sobie taki ślad,
z myślą że przejdzie. Tak,też i jest w tym przypadku, lecz fakty
okazały się inne. Chłopiec stracił głos.
"Kiedy wrócili, gardło Cona przecinała jaskrawoczerwona pręga.
- Zboczyłeś z trasy i wpadłeś na gałąź? - spytał tata, gdy po powrocie z pracy zobaczył ten ślad.
Con, dobry narciarz, obruszył się.
- O rany, nie tato. Ścigałem się z Normem. Szliśmy łeb w łeb, pruliśmy jak sztany...
Mam wymierzyła widelec.
-
Przepraszam, mamo jak szaleni. Norm wpadł na muldę i mało nie stracił
równowagi. Wyciągnął rękę w bok, o tak... - zademonstrował, omal nie
przewracając szklanki z mlekiem - ...i trafił mnie kijkiem w szyję.
Bolało jak... to znaczy bardzo, ale już jest lepiej.
Tyle
że wcale nie było lepiej. Nazajutrz czerwona pręga wyblakła i zmieniła
się najpierw w siny, a potem krzykliwy żółty naszyjnik, za to Con
ochrypł. Wieczorem już mógł mówić tylko półgłosem. Po dwóch dniach
oniemiał zupełnie. "
Pomocy nie trzeba było szukać daleko,
mianowicie pastor, pomaga chłopcu. Fascynujący się elektrycznością,
postanawia ją wykorzystać.
Powszedni dzień października, nie
zapowiadał się nadzwyczajnie... los chciał inaczej, po tym zdarzeniu
wszystko się odmieni, łącznie z Charlesem. Dalsze losy bohaterów,
poznajemy stopniowo. Główny bohater, Jamie zostaje uzależniony od
narkotyków, lecz nie od razu. Wszystko jest kwestią wyborów i wydarzeń.
Tutaj zaczęło się od zostania rockmanem, co przyczyniło się do używek.
Heroina, to ona sprowadza naszego bohatera na dno, ale
tutaj nie będzie smutnego zakończenia. Spotyka na swojej drodze
Charlesa, nowego Charlesa. Uzdrawia on kolejne osoby, powołując się na
Boga, mimo że wcześniej się go wyrzeka. Ma on jakiś plan, który zamierza
doprowadzić do końca... Lecz Jamie tego nie wie. Ciekawość doprowadza
do tego, że połączy ich ponownie los. Kto by pomyślał że te spotkanie, w
teraźniejszości wywoła z czasem przeszłość?
Temat wiary jest tutaj nieodłącznym
elementem. Pokazuje jak wiara w Boga, zmieni się, poprzez wydarzenie w
życiu człowieka. Zostanie wykorzystana dla mroczniejszych celów. Sama
akcja rozkręca się stopniowo, przez wspomnienia jak i losy bohaterów,
którzy są świetnie wykreowani, co tworzy ich realistycznymi. Zakończenie
było czymś, czego się nie spodziewałem, i jest pytaniem do dzisiaj. Czy
istnieje życie po śmierci? Każdy w większym, boć
mniejszym stopniu zadaje sobie takie pytanie. Mimo tego, mam mieszane
uczucia. Oczekiwałem czegoś mocniejszego, lecz mimo to warto ją
przeczytać. Refleksje po zakończeniu nasuwają się same, strach pomyśleć
co by było, gdyby było tak naprawdę? - O czym pisze? - Przekonajcie się
sami.
"Nie jest umarłym ten, który może spoczywać wiekami. Nawet śmierć może umrzeć wraz z dziwnymi eonami."
Liczba Stron: 536
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Moja ocena: 6,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz